Sceniczna chóralna opowieść oddająca głos ludziom, którzy zostali naznaczeni katastrofą, a jednocześnie dotykająca niepokojów, lęków i przeczuć współczesności, badająca kondycję obecnego świata. Czwórka aktorów, w sposób bardzo osobisty interpretując słynną „Czarobylską modlitwę” Swietłany Aleksijewicz, podejmuje pełną determinacji i czułości rozmowę z tym co trudne, niewygodne, dojmujące, od czego chcielibyśmy uciec, i czego chcielibyśmy nie wiedzieć. Z uważnością pochyla się nad historią każdego bohatera i każdego widza, wsłuchuje się w nasze tęsknoty, obawy i marzenia. Rozpoznaje i oswaja niewypowiedziane. I tańczy.
Spektakl jest zwycięzcą XII edycji Międzynarodowej Nagrody "Teatr Nagi" im. Teresy Pomodoro w Mediolanie w 2021. Zespół aktorski w składzie: Bibianna Chimiak, Karolina Sabat, Dariusz Mikuła i Piotr Starzyński, uhonorowany NAGRODĄ ARTYSTYCZNĄ MIASTA SZCZECIN za istotne osiągnięcia artystyczne w roku 2021. Zdobywca Nagrody Publiczności na TopOFFFestival w Tychach w 2019. Nominowany do "Bursztynowego Pierścienia" 2017, w kategorii przedstawienie sezonu i najlepszy aktor/aktorka dla Bibianny Chimiak i Dariusza Mikuły .
"Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu"
na podstawie "Czarnobylskiej modlitwy. Kroniki przyszłości" Swietłany Aleksijewicz
adaptacja i reżyseria: Krzysztof Popiołek
scenografia: Anna Wołoszczuk
kostiumy: Piotr Popiołek
obsada: Bibianna Chimiak, Karolina Sabat, Dariusz Mikuła, Piotr Starzyński
kierownik produkcji: Piotr Motas
światło, dźwięk, projekcje: Piotr Motas & Krzysztof Nowak
realizacja: Teatr Kana
premiera: czerwiec 2017
czas trwania: 80 minut
informacje o biletach: TUTAJ
DATY KOLEJNYCH PREZENTACJI W TEATRZE KANA:
w 2025 roku
DATY KOLEJNYCH PREZENTACJI POZA SZCZECINEM:
wkrótce
Spektakl zakwalifikował się do finału konkursu na najlepszy spektakl teatru niezależnego. |
więcej o idei spektaklu:
"Są choroby, których nie da się wyleczyć. Trzeba tylko siedzieć i głaskać po rękach."
"Co zostało ze starożytnej Grecji? Mity starożytnej Grecji."
"Siedemdziesiąt lat budowaliśmy komunizm, teraz budujemy kapitalizm.
Modliliśmy się do Marksa, teraz do dolara. Pogubiliśmy się w historii."
Bohaterowie opowieści Aleksijewicz są pogubieni w czasie. Nieustannie porównujący siebie stąd i siebie z kiedyś, pęknięci, niedokładnie poskładani, mają jednak zdolność przenikliwego spojrzenia. Problem w tym, że jest to spojrzenie Orfeusza, spojrzenie wstecz (w tym wypadku w głąb czaszki, w siebie). Ich oczy napotykają na bezwzględny wzrok utraconego czasu – Meduzy, która grozi powrotem. Boją się: że przeszłość bezpowrotnie minęła, że jest już nie do odzyskania. Dawno wystygły ich ciała, jeszcze schną głowy po tańcu ostatniego dnia lata – w świecie sprzed wybuchu. Kiedyś głowa pociła się na zewnątrz, dziś poci się od środka. I jeszcze - istnieje obawa, że przeszłość znowu może stać się przyszłością. Ci ludzie stali się nosicielami traumy, wyczulonymi na katastrofę. Są prorokami nowych zagrożeń.
Człowiek z pamięcią negatywną. Akapit pełen pytań
Jak przytulić człowieka smutnego? Jak wchłonąć nosiciela traumy do tkanki społecznej? Jak nie ominąć jego cierpienia? Jak nie ominąć człowieka, przygniecionego ciężarem przeszłości? Jak nie umniejszyć bólu? Jak wyciągnąć pozytywne wniosku z negatywnego doświadczenia? Jak go nie zostawić samego? Jak nie negować depresji? Jak być z cudzym smutkiem? Jak nie pogrążyć się w przeszłości? Jak nie powiedzieć: rezygnuję z uczestnictwa w świecie? Jak nie pozwolić komuś tego powiedzieć? I wreszcie: jak nie pozwolić odejść?
Scena jako akwarium
"W mieszkaniach zostały akwaria… Z rybkami… I komunistyczne plakaty:
Im promieniowanie nie zaszkodziło."
"Zostawiliśmy w domu chomika. Zamkniętego. Daliśmy mu jedzenia na dwa dni.
A wyjechaliśmy na zawsze."
Wpatruję się w akwarium. W świat zredukowany do objętości zbiornika, który mogę ogarnąć spojrzeniem, do niewielu litrów wody, które wystarczają do przeżycia. To już? Tak niewiele? Tyle wystarczy? Patrzę: akwarium: dwa czasowniki: karmić i wydalać. Ruchy wody przypominają ruchy głowy, fale myślowe, którymi płynę do kiedyś. Nie mogę przebić szkła. A przecież coś tam musi być – dalej.
Poświęcam obecne chwile mojego życia przeszłości. Tracę te sekundy po to, żeby odbudować coś, co zostało stracone. Ostatnią linię łączącą mnie ze światem, który był przecież moim życiem. Nie być? Ale jak to? Czyli mogłoby mnie nie być? Tak po prostu: przestać? zniknąć? pozwolić odejść? Nie spróbować łapać ludzi, którzy – chciałoby się – jeszcze by do mnie mówili? Tak ważne nie są słowa, ale melodia głosu. Tamta melodia, spokojna melodia. Próbuję złapać kierunek. Potrzebuję punktu odniesienia. Potrzebuję cudzego życia jako kompasu – uważaj, tu jest mielizna, tu nie płyń. Tamte słowa stoją jak boje, krzyczą jak niepozamykane groby – uważaj, omiń to miejsce z daleka, nie wpadnij do tego dołu. Potrzebuję cudzych opowieści. Coś mi się wymknęło…
Moja głowa, ruchy mojej głowy, robią wycieczki – przymierzam do siebie skóry innych ludzi, noszę przez chwilę cudzy kostium, nie jako ozdobę, a jako wskazanie: uważaj. Nie strać kontroli nad swoim życiem. Przymierzam życiorysy, wypowiadam zdania, które być może nigdy by mnie nie spotkały. Których być może nigdy nie przyszłoby mi powiedzieć. Zdania, które nie powstałyby nigdy bez pomocy ciepłego oddechu, który je wypowiadał. Cudzego oddechu. Te słowa miały swoje ciepło. Te słowa już miały swój oddech.
Sprawdzam to ciepło, żeby wyobrazić sobie: ile rzeczy by mnie nigdy nie spotkało. Ilu słów nie przyszłoby mi nigdy wypowiedzieć. Wkładam między tamte słowa swoje oddechy, poszerzam swoje życie, poszerzam o cudze powietrze z tamtych słów, jest mnie więcej, poszerzam objętość płuc, głowy…
Lepiej, żeby to tu wybuchło – na tym czarnym skrawku, scenie, w akwarium – niż w moim życiu. Przypominam sobie zwycięstwa i porażki moich dziadków, pradziadków. Bo może jeszcze czemuś ma posłużyć ich dramat, bo może po coś jeszcze był – świat, który był.
Sceniczna chóralna opowieść oddająca głos ludziom, którzy zostali naznaczeni katastrofą, a jednocześnie dotykająca niepokojów, lęków i przeczuć współczesności, badająca kondycję obecnego świata. Czwórka aktorów, w sposób bardzo osobisty interpretując słynną „Czarobylską modlitwę” Swietłany Aleksijewicz, podejmuje pełną determinacji i czułości rozmowę z tym co trudne, niewygodne, dojmujące, od czego chcielibyśmy uciec, i czego chcielibyśmy nie wiedzieć. Z uważnością pochyla się nad historią każdego bohatera i każdego widza, wsłuchuje się w nasze tęsknoty, obawy i marzenia. Rozpoznaje i oswaja niewypowiedziane. I tańczy.
Spektakl jest zwycięzcą XII edycji Międzynarodowej Nagrody "Teatr Nagi" im. Teresy Pomodoro w Mediolanie w 2021. Zespół aktorski w składzie: Bibianna Chimiak, Karolina Sabat, Dariusz Mikuła i Piotr Starzyński, uhonorowany NAGRODĄ ARTYSTYCZNĄ MIASTA SZCZECIN za istotne osiągnięcia artystyczne w roku 2021. Zdobywca Nagrody Publiczności na TopOFFFestival w Tychach w 2019. Nominowany do "Bursztynowego Pierścienia" 2017, w kategorii przedstawienie sezonu i najlepszy aktor/aktorka dla Bibianny Chimiak i Dariusza Mikuły .
"Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu"
na podstawie "Czarnobylskiej modlitwy. Kroniki przyszłości" Swietłany Aleksijewicz
adaptacja i reżyseria: Krzysztof Popiołek
scenografia: Anna Wołoszczuk
kostiumy: Piotr Popiołek
obsada: Bibianna Chimiak, Karolina Sabat, Dariusz Mikuła, Piotr Starzyński
kierownik produkcji: Piotr Motas
światło, dźwięk, projekcje: Piotr Motas & Krzysztof Nowak
realizacja: Teatr Kana
premiera: czerwiec 2017
czas trwania: 80 minut
informacje o biletach: TUTAJ
DATY KOLEJNYCH PREZENTACJI W TEATRZE KANA:
w 2025 roku
DATY KOLEJNYCH PREZENTACJI POZA SZCZECINEM:
wkrótce
Spektakl zakwalifikował się do finału konkursu na najlepszy spektakl teatru niezależnego. |
więcej o idei spektaklu:
"Są choroby, których nie da się wyleczyć. Trzeba tylko siedzieć i głaskać po rękach."
"Co zostało ze starożytnej Grecji? Mity starożytnej Grecji."
"Siedemdziesiąt lat budowaliśmy komunizm, teraz budujemy kapitalizm.
Modliliśmy się do Marksa, teraz do dolara. Pogubiliśmy się w historii."
Bohaterowie opowieści Aleksijewicz są pogubieni w czasie. Nieustannie porównujący siebie stąd i siebie z kiedyś, pęknięci, niedokładnie poskładani, mają jednak zdolność przenikliwego spojrzenia. Problem w tym, że jest to spojrzenie Orfeusza, spojrzenie wstecz (w tym wypadku w głąb czaszki, w siebie). Ich oczy napotykają na bezwzględny wzrok utraconego czasu – Meduzy, która grozi powrotem. Boją się: że przeszłość bezpowrotnie minęła, że jest już nie do odzyskania. Dawno wystygły ich ciała, jeszcze schną głowy po tańcu ostatniego dnia lata – w świecie sprzed wybuchu. Kiedyś głowa pociła się na zewnątrz, dziś poci się od środka. I jeszcze - istnieje obawa, że przeszłość znowu może stać się przyszłością. Ci ludzie stali się nosicielami traumy, wyczulonymi na katastrofę. Są prorokami nowych zagrożeń.
Człowiek z pamięcią negatywną. Akapit pełen pytań
Jak przytulić człowieka smutnego? Jak wchłonąć nosiciela traumy do tkanki społecznej? Jak nie ominąć jego cierpienia? Jak nie ominąć człowieka, przygniecionego ciężarem przeszłości? Jak nie umniejszyć bólu? Jak wyciągnąć pozytywne wniosku z negatywnego doświadczenia? Jak go nie zostawić samego? Jak nie negować depresji? Jak być z cudzym smutkiem? Jak nie pogrążyć się w przeszłości? Jak nie powiedzieć: rezygnuję z uczestnictwa w świecie? Jak nie pozwolić komuś tego powiedzieć? I wreszcie: jak nie pozwolić odejść?
Scena jako akwarium
"W mieszkaniach zostały akwaria… Z rybkami… I komunistyczne plakaty:
Im promieniowanie nie zaszkodziło."
"Zostawiliśmy w domu chomika. Zamkniętego. Daliśmy mu jedzenia na dwa dni.
A wyjechaliśmy na zawsze."
Wpatruję się w akwarium. W świat zredukowany do objętości zbiornika, który mogę ogarnąć spojrzeniem, do niewielu litrów wody, które wystarczają do przeżycia. To już? Tak niewiele? Tyle wystarczy? Patrzę: akwarium: dwa czasowniki: karmić i wydalać. Ruchy wody przypominają ruchy głowy, fale myślowe, którymi płynę do kiedyś. Nie mogę przebić szkła. A przecież coś tam musi być – dalej.
Poświęcam obecne chwile mojego życia przeszłości. Tracę te sekundy po to, żeby odbudować coś, co zostało stracone. Ostatnią linię łączącą mnie ze światem, który był przecież moim życiem. Nie być? Ale jak to? Czyli mogłoby mnie nie być? Tak po prostu: przestać? zniknąć? pozwolić odejść? Nie spróbować łapać ludzi, którzy – chciałoby się – jeszcze by do mnie mówili? Tak ważne nie są słowa, ale melodia głosu. Tamta melodia, spokojna melodia. Próbuję złapać kierunek. Potrzebuję punktu odniesienia. Potrzebuję cudzego życia jako kompasu – uważaj, tu jest mielizna, tu nie płyń. Tamte słowa stoją jak boje, krzyczą jak niepozamykane groby – uważaj, omiń to miejsce z daleka, nie wpadnij do tego dołu. Potrzebuję cudzych opowieści. Coś mi się wymknęło…
Moja głowa, ruchy mojej głowy, robią wycieczki – przymierzam do siebie skóry innych ludzi, noszę przez chwilę cudzy kostium, nie jako ozdobę, a jako wskazanie: uważaj. Nie strać kontroli nad swoim życiem. Przymierzam życiorysy, wypowiadam zdania, które być może nigdy by mnie nie spotkały. Których być może nigdy nie przyszłoby mi powiedzieć. Zdania, które nie powstałyby nigdy bez pomocy ciepłego oddechu, który je wypowiadał. Cudzego oddechu. Te słowa miały swoje ciepło. Te słowa już miały swój oddech.
Sprawdzam to ciepło, żeby wyobrazić sobie: ile rzeczy by mnie nigdy nie spotkało. Ilu słów nie przyszłoby mi nigdy wypowiedzieć. Wkładam między tamte słowa swoje oddechy, poszerzam swoje życie, poszerzam o cudze powietrze z tamtych słów, jest mnie więcej, poszerzam objętość płuc, głowy…
Lepiej, żeby to tu wybuchło – na tym czarnym skrawku, scenie, w akwarium – niż w moim życiu. Przypominam sobie zwycięstwa i porażki moich dziadków, pradziadków. Bo może jeszcze czemuś ma posłużyć ich dramat, bo może po coś jeszcze był – świat, który był.