Przejścia nie ma

Przejścia nie ma

spektakl

prezentowany w ramach projektu:
"Auto-biografia. 45 lat Kany"
 (Ilość miejsc ograniczona, zapisy: aniela@kana.art.pl)


reżyseria: Katarzyna Knychalska, Tomasz Rodowicz, Marcin Kęszycki
koncepcja i scenariusz: Katarzyna Knychalska
video: Karol Budrewicz
scenografia i produkcja: Szymon Antoniak
muzyka: Tomasz Rodowicz
występują: Tomasz Rodowicz, Marcin Kęszycki

 

Przez cały czas trwania kryzysu w Ukrainie zastanawiamy się nad uniwersalnością przeżyć, jakie dotykają naszych sąsiadów. Od setek lat wielu niewinnych ludzi jest zmuszonych by w jednej chwili opuścić swój dom, dobytek, bliskich i wszystko, co do tej pory było dla nich całym światem. W dziejach ludzkości z miejsca swojego zamieszkania przepędzane były całe narody, czy z powodów jednorazowych konfliktów wojennych, czy długotrwałych prześladowań. Domy swoje opuszczali nasi przodkowie podczas ucieczek wojennych, wypędzeń na Sybir, czy masowych przesiedleń. W tej chwili, prócz uciekających wciąż Ukraińców, swoje domy w strachu opuszczają Jemeńczycy, Sudańczycy, Wenezuelczycy, Syryjczycy czy Irakijczycy. Bez względu na to, jak oceniamy politycznie sytuacje, które doprowadzają do doświadczenia uchodźstwa, w kontekście ludzkim od zawsze wiąże się z nim to samo – strach, samotność, niepewność, głód, zimno, lęk o najbliższych.

Przekonanie o uniwersalności doświadczenia uchodźstwa skłoniło nas do zajęcia się tym tematem szeroko i wielowymiarowo, tak, by poszukać wspólnych w tej materii przeżyć. O takim uchodźstwie rozmawialiśmy z osobami, które zaprosiliśmy do współpracy przy spektaklu „Przejścia nie ma”: z uchodźcami z Ukrainy, Białorusi, ale też Czeczenii, Syrii, czy Afganistanu, a w końcu z seniorami, którzy w dzieciństwie przeżyli wojenną czy przesiedleńczą tułaczkę.


Rozmowy z nimi posłużyły nam do stworzenia opowieści scenicznej, w której ważniejsze niż poszczególne fakty historyczne, są dla nas: pamięć i emocje naszych rozmówców. Motywy zaczerpnięte z rozmów stworzyły scenariusz spektaklu, na który złożyły się także fragmenty zaczerpnięte z reportaży i esejów dotyczących tematu, m.in. „Konteneru” WojciechaTochmana, „Przez morze. Z Syryjczykami do Europy” Wolfganga Bauera, „Afrykańska odyseja” Klausa Bringbaumera, „ Wykluczonych” Artura Domosławskiego, „Wielki przypływ” Jarosława Mikołajewskiego, „Zmęczonej” Marka Magierowskiego, „Nie jesteśmy uchodźcami” Agusa Moralesa.

Nakładając na siebie historie usłyszane od rozmówców i te, które znajdują się we wspomnianych reportażach i analizach, stworzyliśmy teatralny esej o doświadczeniu uchodźstwa w ogóle – taki, który sytuuje się poza kontekstem doraźnym czy politycznym, taki, który wymyka się prostym dysputom o przyczynach i skutkach, a skupi na sile doświadczenia, na strachu, żalu, tęsknocie i walce o przeżycie. Wierzymy, że taki, uniwersalny obraz uchodźstwa pozwala odnaleźć się w historii nie tylko osobą z doświadczeniem uchodźczym, ale także widzom, których zapraszamy na spektakl.


Spektakl ma formę performatywnego spaceru/wystawy, podczas którego widzowie zajmują dogodne dla nich miejsca na siedzeniach zrobionych z plecaków. Dają się prowadzić dwóm aktorom (Tomasz Rodowicz – Teatr Chorea, Marcin Kęszycki- Teatr Ósmego Dnia), którzy są jednocześnie kustoszami i demiurgami tego świata. W przestrzeni spektaklu wyeksponowane są przedmioty, należące do uchodźców, a każdy z nich uruchamia nową historię. Spektakl tworzy atmosferę współbycia, buduje bezpieczną i przyjazną wspólnotę refleksji nad ważnym tematem. Nie ma na celu pouczać czy strofować, zmuszać do zaangażowania czy oskarżać. Raczej pokazuje stan rzeczy i zadaje pytania. Nie chcieliśmy bowiem, żeby widz czuł opresję czy został przytłoczony tematem, za który nie ponosi winy. Uważamy bowiem, że poczucie winny, bezradności czy obezwładniającego smutku nie jest wcale dobre dla sprawy, która wymaga empatii, czy zaangażowania w pomoc. Spektakl o takim temacie powinien zostawiać widza z nadzieją i poczuciem, że coś się da zrobić. To dlatego widzowie na końcu naszego spektaklu podchodzą do „maszyny losującej”, gdzie mogą wylosować jeden z kilkunastu numerów konta do wpłaty na organizację pomocową dla uchodźców z całego świata i na wszystkich granicach świata.


W naturalny sposób spektakl odnosi się także do kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, bo – mimo uwspólniania i uniwersalizowania tego doświadczenia – to właśnie sprawa tej granicy jest najbliższa polskiemu widzowi. I znowu w tym przypadku także unikamy wchodzenia w politykę czy medialną wojnę, która zazwyczaj po prostu oddala od prostego, humanitarnego odruchu serca. Nie chcemy wchodzić w dyskusję: dlaczego oni tu są? Pytamy raczej: czy można pozwolić, żeby ktoś zamarzł w lesie? Czy można pozwolić, by dzieci spadały z pociągu jadącego z Gwatemali pod granicę Meksyku i USA? Albo tonęły w Morzu Śródziemnym?


Z takimi pytaniami zostaje widz naszego spektaklu. Pierwsze jego pokazy (premiera miała miejsce 26 października 2023 roku) dały nam przekonanie, że o sprawie uchodźstwa można rozmawiać z uważnością, czułością i empatią. Największy zachwyt wzbudziła w nas przede wszystkim młodzież szkolna, obecna na jednym z pokazów. Była otwarta, ciekawa, poruszona i gotowa do zmiany. Dało nam to ogromną siłę i poczucie, że spektakl powinniśmy grać właśnie dla tego typu odbiorcy.

 

O naszym spektaklu tak pisał Dominik Gac w „Teatrze”

„Dwie legendy polskiego teatru niezależnego. Marcin Kęszycki z Teatru Ósmego Dnia i Tomasz Rodowicz z Chorei (dawno temu z „Gardzienic”) stoją naprzeciwko siebie w czarnych kostiumach. Opowiadają o tym, co dziś najpilniejsze. O wojnie, głodzie, przemocy i ucieczce. O uchodźcach i o tym, co ich powstrzymuje, o granicach rysowanych po całym świecie, w tym o tej jednej konkretnej, na Podlasiu.

„Przejścia nie ma to spektakl-spacer. Wędrujemy po loftach łódzkiej Fabryki Sztuki, zatrzymując się w kolejnych punktach-scenach. Jest tu na przykład galeryjna ekspozycja z przedmiotami zostawionymi (zgubionymi?) przez uchodźców. Ich konkret przybliża pojedyncze losy. Chwytamy wymykające się już po sekundzie imiona tych, którym się udało, i tych, którzy siedzą w więzieniach albo leżą w grobach. O ile mają groby. Jest mapa świata, na której nasi przewodnicy zaznaczają ogniem miejsca, z których uciekają ludzie – są ich miliony. Jest też scenograficzny szkic mieszkania, które trzeba spakować do walizki. Gdzieś obok turkocze wyławiana światłem latarki dziecięca kolejka – La Bestia – towarowy pociąg z Gwatemali do Meksyku, którego wagonów chwytają się szukający szczęścia w USA. Zwany pociągiem śmierci.

Rodowicza i Kęszyckiego spotkała na scenie Katarzyna Knychalska, dramatopisarka i najaktywniejsza obecnie animatorka polskiego offu (w tym spektaklu odpowiedzialna za scenariusz, koncepcję i współreżyserię). Jest to sprawa historyczna. W ostatniej scenie aktorzy pojedynkują się na teatr cieni, ten najprostszy – uprawiany ad hoc na pustej ścianie. Rodowicz jest zapalczywy, Kęszycki ironiczny. Są przeciwnikami, ponieważ konflikt służy opowieści. Opowieść jest sednem teatru, jego sensem zaś spotkanie. Dobrze, jeśli spotkanie jest po coś, jeśli czemuś służy.

Zderzenie reprezentantów światów w historii polskiej alternatywy zapisanych jako odrębne, a nawet przeciwstawne, jest w istocie podkreśleniem ich wspólnego kontrkulturowego mianownika. Teatru zawiązywanego jak przymierze, sojusz w sprawie. Wszystko inne jest drugorzędne: estetyka, środki artystyczne, techniki aktorskie, proporcje improwizacji i scenariusza, performansu i gry.

A co się liczy, jeśli nie sztuka? Gorąca, gęsta zupa. Widzowie siedzą na plecakach, które otrzymali przy wejściu, i jedzą, słuchając opowieści o innych zupach. Tych z Białowieży, o których wiele wie Kęszycki, ale i tej, która uratowała życie „i chęć do życia” ojcu Rodowicza – uciekinierowi z Auschwitz. Brama była otwarta, strażnik nieobecny. A potem były drzwi wiejskich chałup. Jedne, drugie, trzecie – zamykane przed nosem. „Ludzie się bali” – mówi Rodowicz i nie potępia, nie ocenia.

Za mądrzy są twórcy, aby nam moralizować. Objaśniać świat i z racjonalnym zadufaniem ważyć polityczne racje, albo odwrotnie – z emocjonalnym wzmożeniem agitować. Za mądrzy nawet, by artystycznie nami wstrząsać. Od wstrząsów istotniejsza jest zupa. Dlatego wychodząc z przedstawienia, możemy wyciągnąć karteczkę z numerem konta jednej z fundacji, które dbają o to, aby posiłek docierał do tych, którzy są głodni życia. Oni nie znikną – wiemy to już chyba wszyscy. Nie powstrzyma ich żaden płot, żaden mur. Idą zewsząd. Podchodzą pod nasze drzwi. Jest przejście – czy przejścia nie ma?”